czwartek, 22 sierpnia 2013

-1-


Skłamałabym mówiąc, że to jest mój pierwszy blog. Prawdopodobnie jest jakoś czwarty z rzędu. Między nim, a poprzednimi jest jednak pewna różnica. Wszystkie blogi do tej pory zakładałam spontanicznie, pod wpływem chwili, emocji, bez większego zastanowienia. Różne były, chyba najdłużej funkcjonowałam jako trochę zbuntowana nastolatka w glanach zafascynowana szeroko pojętym mrokiem. Z długimi włosami zarzuconymi na twarz. Teraz włosy są krótkie a bunt gdzieś uleciał, blog wygasł.
I chyba nie sądziłam, że będę jeszcze kiedyś chciała pisać blog, choć pisać lubiłam zawsze.

Ten powstał pod wpływem. Pod wpływem osób życzliwych, przekonanych, że to fajna opcja dla mnie oraz innych mam w podobnym położeniu.
Bo..właśnie. Po raz pierwszy w odmętach internetu zaistnieję jako mama. Mama nie-bylejaka bo na resorach. Przewrotna nazwa, tak na prawdę kryje w sobie wielki kawał mojej tożsamości wyparty zazwyczaj gdzieś do podświadomości, trochę na przekór, a trochę z buntem. żeby na co dzień było normalniej, jak u wszystkich. Wózek inwalidzki może być jak druga skóra, para butów zmieniana co parę sezonów. Można by właściwie przy tej powierzchowności pozostać, gdyby się żyło w innej rzeczywistości - takiej bez schodów, wysokich krawężników i tych Mniej-życzliwych. Oni istnieją, schody są jakie były i na zmianę się nie zapowiada. Tak więc wózek nie może być ciuchem. Ciuch można zmienić : za ciasny poszerzyć, za szeroki zwęzić. Z wózkiem nijak się nie da, jest, był, i prawdopodobnie będzie.

Nie dziś miejsce na poruszanie kwestii kiedy, jak i dlaczego. Skupię się na "tu i teraz".
Teraz, jestem Ja, Małż, 7 miesięczna córka i mój wózek inwalidzki.

Zazwyczaj w życiu robię na przekór. Tak było z małżeństwem w wieku lat niespełna 20, z oślim uporem, głową w chmurach i powtarzanym do znudzenia "damy radę".
Daliśmy. Lepiej lub gorzej, zawsze po swojemu i we dwójkę.

I kiedy tak mieszkaliśmy sobie w zimnej 100-letniej kamienicy na pierwszym piętrze, przy 26 metrach kwadratowych, nie mieliśmy pojęcia, że wszystko stanie na głowie.
Że trzeba się będzie zmierzyć z morzem obaw, obowiązków, z niepewnością i wielkim strachem.
Czasami, gdzieś tam z tyłu głowy majaczyło słowo "macierzyństwo". Ale zawsze stało w pełnej obstawie obaw  - Czy sprostam. Czy nie skrzywdzę, nie ograniczę sobą? Czy będę umiała przy zerowym doświadczeniu zająć się noworodkiem? A ono - to..dziecko? Jak mnie przyjmie, taką niestandardową mamę?

Myśli przychodziły i znikały przytłoczone strachem.

A jak to zwykle bywa w takich sytuacjach - życie zdecydowało za Nas. Z perspektywy czasu, kiedy o tym myślę, to nie wiem czy i kiedy byłabym gotowa na świadome podjęcie decyzji. "Odpowiedni moment" o jakim zwykle się mówi, mógł nie nadejść. Bo co to znaczy "odpowiedni"? Pieniądze, mieszkanie, wykształcenie? Gotowość psychiczna? Wszystko to na raz?

**
Z początkiem czerwca 2012 szykując się do pracy powędrowałam do mojej minimalistycznej (2 metry kwadratowe mniej więcej) łazienki z testem ciążowym w ręku. To był dzień jak wszystkie. Budzik na szóstą, szybka kawa, i biegiem na tramwaj do pracy, razem z Małżem. Wówczas pracowaliśmy w tym samym miejscu. Weekendami miałam studia.
Test miał być tylko małym przerywnikiem, między jedną czynnością a drugą. Miało być jak zawsze, a zmieniło się wszystko. Dwie kreski o tej samej intensywności błysnęły oślepiająco i przytrafiły o palpitacje serca.
Potem był drugi test, beta-hcg z krwi, a serce ciągle waliło z niedowierzaniem i nieśmiałą radością.
"Mama" - dudniło w głowie. Tak oto, znienacka, bez przygotowania na świat miał przyjść mały człowiek. Kopia Mnie, kopia z  NAS.

Tylko jak mam pokazać mu świat - z perspektywy moich kolan?

Morze pytań zalało mi głowę.
Ten blog będzie właśnie o tym - naszej zwyczajnej - niezwyczajnej codzienności. Macierzyństwu w szerszej perspektywie. Nie napiszę, że w innej. Bo nie jest inaczej.
Jest tak samo, tyle, że na czterech kołach.

22.01 urodziła się A.
I zmieniła wszystko. Ten blog będzie dla Niej, dla Mnie oraz dla wszystkich tych, którzy "chcieliby, a boją się".


3 komentarze:

  1. Kochana wzruszyłaś mnie do łez! I bardzo się cieszę, że dałaś się namówić!!!
    Jesteś wspaniała!

    OdpowiedzUsuń
  2. No wreszcie :) Pięknie piszesz, z niecierpliwością czekam na więcej i dopisuję do ulubionych blogów.

    OdpowiedzUsuń