piątek, 31 października 2014

Szacunek Rodzica

Dziś będzie o Szacunku, z Dużej litery.
Nie o tym społecznie oczekiwanym Szacunku Dziecka do Rodzica. Nie o układności, podporządkowaniu dorosłym z definicji mającym rację.
Będzie o Szacunku Rodzica DO DZIECKA.
Dla niektórych to być może nowa perspektywa. Dla mnie podstawa Rodzicielstwa. W Bliskości, Zaufaniu i Szacunku właśnie, bez którego ani rusz. Od niego zaczyna się budowanie relacji, rozwój empatii. Uznawanie wzajemnych granic.
Można sądzić, że " na szacunek przyjdzie pora" - gdy dziecko dorośnie. Albo chociaż - będzie starsze i będzie potrafiło zrozumieć.
Moja perspektywa jest inna. Prawo do Szacunku mają i Rodzic i DZIECKO od pierwszych chwil. Tyle tylko, że w zależności od wieku -  tak jak różnią się dziecięce potrzeby, tak różni się sposób w jaki okazujemy Szacunek. W parze z prawem do snu gdy Mały Człowiek jest zmęczony, do jedzenia kiedy potrzebuje i jak długo potrzebuje, do poznawania świata z perspektywy dziecka, nieukierunkowywanej przez dorosłego zabawy i zachowania. Z poszanowaniem dla dziecięcego ciała, które nie należy do rodzica.
Nie akceptuję wszystkiego co narusza autonomię i nietykalność cielesną mojego dziecka.
Nie jest to łatwe w świecie gdzie prym wiedzie przekonanie, że to rodzic ma racje. Rodzic, z racji doświadczenia, wie lepiej. Dziecko, ponieważ wymaga pomocy i niezaopiekowane zginie z pewnością - winno się podporządkować.
Jest jeszcze drugie stanowisko - gdzie widzi się zdanie pt. "szacunek dla dziecka" jako bezstresowe wychowanie i zapominanie o własnych potrzebach, całkowite skupienie się dla dziecku.
To też nie tak. Szacunek jest obustronny. I ja wierzę głęboko, że skoro ja daję go dziecku - sama też go otrzymam. Nie od wczoraj wiemy przecież, że dzieci uczą się przede wszystkim przez naśladownictwo, oraz zdobywane doświadczenie. A to drugie ma miejsce wtedy gdy pozwalam dziecku poczuć się jako człowiek, z prawem to autonomii, własnego zdania, do wyborów innych niż te, których chciałabym ja - jako mama.
Nie jest to łatwe i uczę się tego codziennie. Od rana, gdy wybieramy wspólnie ubranie, a samodzielne zakładanie go przez córkę trwa 10 razy dłużej niż wtedy, gdybym to ja to zrobiła. Przy śniadaniu, które konsultujemy wspólnie i razem robimy. Przy jej głośno artykułowanym " ja sama" przy każdej czynności, lub "Ama pomozie mamie!" , "ja!, ja!" oraz "moje" wypowiedzianym w pośpiechu, i z lękiem czy na pewno uszanuję jej prawo własności i chęć zrobienia czegoś tak jak zaplanowała.
Rozmawiam, tłumaczę, pokazuję.
Daję prawo i nie ucinam możliwości.
To moja droga do zbudowania silnej, asertywnej, szanującej granice swoje i innych osoby.
Moja córka jest OSOBĄ już teraz, nie mając dwóch lat, z potrzebami, uczuciami, trudnościami.
Z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ja decyduję tam - gdzie znajduje się granica bezpieczeństwa. W pozostałych rozmawiamy, konsultujemy, wybiera ona i ja. Pomagamy sobie wzajemnie. Ona - podając mi kapcie z własnej inicjatywy. Ja - jej - pokazując jej jak zrobić coś na czym jej zależy, tak by mogła zrobić to sama, przy moim wsparciu.
Szczęście, że mam czas by przy niej być. Nie goni mnie praca, nie mam konieczności wysłania jej do żłobka. Nie zawsze tak jest, ale zawsze staram się pamiętać, że o bliskości w relacji nie zawsze decyduje czas bycia razem, a jakość tego czasu. Empatia jaką dajemy dziecku, prawo do nieakceptowania naszej dorosłej wizji świata i ciągła potrzeba kształtowania swojej własnej, bardziej magicznej, wielobarwnej gdzie wszystko jest "pierwsze", z zapartym tchem i od nowa. Jeszcze bez sztywnych schematów i podciętych skrzydeł.

Moje rodzicielstwo z pewnością tym dobitniej pokazuje czym jest empatia i wsparcie wzajemne bo sama wymagam go w zwiększonym zakresie. Staram się być samodzielna tak bardzo jak to tylko możliwe, czasem jednak robię coś wolniej, schemat jest inny. Wymaga cierpliwości, zaczekania, uważności dla moich ograniczeń. Wydaje się, że to coś, czego będzie trudno nauczyć dziecko.
A ono uczy się samo. Traktuje nas tak, jak samo jest traktowane. Na miarę swoich dziecięcych możliwości, które wcale nie są małe. Ja wierzę, że dzieci są dobre z natury. Rozwijają się w tym kierunku jeśli tylko im na to pozwolisz. Jeśli kochasz, jesteś, akceptujesz takie, jakie jest.


Nie:
Nie kłamię mojego dziecka - nigdy, Nawet jeśli prawda jest trudna do zaakceptowania, wzbudza różne, także trudne do opanowania emocje.
Nie karam - rozmawiam i tłumaczę świat.
Nie nagradzam by dziecko robiło czego oczekuję.
Nie krzyczę - bo sama nie chcę by na mnie krzyczano.
Nie ograniczam bliskości, chociaż tak pewnie czasem byłoby wygodniej.
Nie żyję wg planu, za to wg. potrzeb. Naszych.Wspólnych, w Rodzicielstwie Bliskości liczy się przecież cała rodzina.

Mam:
Staram się mieć cierpliwość i czas.
Mam emocje -  uczę się je nazywać i mówić o nich mojemu dziecku.
Mam zahamowania - których nauczyłam się w dzieciństwie - uczę się je przełamywać.
Mam stereotypowe przekonania, z którymi walczę.
Mam narzędzia, których używam i poszerzam czytając literaturę i zdobywając wiedzę o tym jak świat widzi moja córka.
Mam sporo zrozumienia, cierpliwości i miłość, którą chcę ją obdarzać.

To ciężka praca. Ale prawda jest taka, że nigdy wcześniej nie widziałam świata tak barwnym jak teraz, a człowiek nie był tak fascynujący.
Ten duży i ten mały, na którego mam szczęście patrzeć jak rośnie.


3 komentarze:

  1. Do "mam-ów" nie wypisałaś najważniejszego - mam dużo chęci.
    Skupię się jednak bardziej na "nie-jach"
    Najgorsze jest, ludziom "wmówiono", że kłamanie ułatwia życie. Nikt nie dostrzega nawet tego, że przez to dziecko straci szacunek do prawdy.
    Najlepsze kary jakie dostaliśmy od Boga czyli konsekwencje naszych zachowań próbujemy zastąpić swoimi nieprzemyślanymi, niezapowiedzianymi, niesprawiedliwymi, nie przynoszącymi korzyści wymyślnymi karami, a jednocześnie najczęściej chronimy dziecko przed wszystkimi konsekwencjami swoich złych wyborów zabierając mu możliwość uczenia się na błędach.
    Z nagradzaniem niezupełnie się zgadzam - choć również uważam, że nagroda powinna być tylko dodatkowym umileniem celu, a posłuszeństwo do rodzica wypływać powinno z miłości i zaufania - a nie z kontraktu. BTW czy biedni ludzie nie miewają posłusznych dzieci, bo nie mają im co dać lub czego zabrać? (posłuszeństwo - słowo którego moja żona tak nie lubi, pewnie dlatego, że czuje się przez nie bardzo skrzywdzona, ale to nie posłuszeństwo skrzywdziło moją żonę tylko brak szacunku, brak konsekwencji i niezrozumienie, relacji, że posłuszeństwo dziecka wobec rodzica wiąże się z szacunkiem rodzica do dziecka. Także jak we wszystkim wymagajmy najpierw od siebie a potem od naszych dzieci które uważamy za mniej doświadczone od nas.
    Następne najgorsze co jest w ludziach, że dają sobie prawo by na siebie krzyczeć.
    Krzyk to wspaniały dar. Krzyczy się przecież by wezwać pomocy, albo gdy ktoś robi coś niebezpiecznego. Ale niedługo całkiem stracimy tę korzyść - KRZYCZYMY z błahych powodów, krzyczymy by stłamsić i mieć rację. Ja w ten sposób dużo krzyczę, ( całe szczęście jeszcze nigdy na moje dziecko ) a przecież nie chce, żeby ono krzyczało na innych. Chciałbym żeby moje dziecko umiało krzyczeć gdy będzie mu potrzebna pomoc. Chciałbym co prawda żeby moje dziecko krzyczało gdy ktoś nie pozwoli mu mieć swojego zdania, nie chcę jednak, żeby używało krzyku by tłamsić innych ludzi. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze okazję dać mu dobry przykład i nie będę mówił, że krzyczę bo mam taki temperament albo mocny charakter. Sztuką jest mieć mocny charakter i nie krzyczeć. Sztuką jest wyrażać swój temperament bez szkody dla drugich ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co chciałaś powiedzieć gdy napisałaś nie ograniczam bliskości, pewnie z resztą mi to powiesz. Ja przez to zrozumiałbym to, że akceptuję, że moje dziecko nie przytula się gdy ja tego chcę tylko wtedy kiedy ono tego chce. Wtedy mam być gotowy. Nawet kiedy jestem na nie zły, nawet kiedy jego postępowanie mnie zawodzi - nie tłamszę swoich zasad by moje dziecko było szczęśliwe - tłumaczę mu wtedy, jeśli sytuacja bezpośrednio zagraża jego bezpieczeństwu to nawet go do czegoś przymuszam ale zawsze na wtedy zapewniam mu poczucie bliskości.
    Jestem bardzo logiczny nie trafiają do mnie argumenty ze świata uczuć - dlatego mechanizmy staram się sobie tłumaczyć od zera. Wydaje mi się, że są dwa powody, przez które dzieci są nieposłuszne rodzicom. Oba powody mieszczą się we wspólnym mianowniku - dzieci są odrębnymi jednostkami od rodziców. Powód pierwszy - dziecko "nie słucha" rodzica bo NIE UFA. Dziecko nie ufa, że to co mu się poleca przyniesie mu korzyść. Czy nam się podoba czy nie na zaufanie trzeba sobie zapracować - dziecko musi czuć, że chcemy jego dobra, stąd nawet jak się nie zgadzamy to powinniśmy się przytulić. MECHANIZM : Wybieramy z dzieckiem odrębny sposób zachowania dla danej sytuacji. Dziecko sprzeciwia nam się mocno. Jeśli będziemy na nie krzyczeć, jeśli okłamiemy je tłumacząc, jeśli nie damy bliskości to nawet gdy będziemy mieć rację to stracimy jego zaufanie. Dla odmiany jeśli powiemy dziecku o realnych konsekwencjach jeśli wytłumaczymy w sposób jaki tłumaczy przyjaciel mamy dużo większą szansę, że dziecko zaufa naszemu poleceniu. Mało tego nawet jeśli nas nie posłucha to i tak odniesie naukę z sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. I tu kolejny pomysł: może jak się potknie teraz a wiem że się nie połamie to może teraz jest właśnie ten moment, żeby sobie tego nieposłuszeństwa spróbowało.
    Hmm... ale jak zareagować ?! " A nie mówiłem ?!!" "No widzisz, no widzisz...", " A babcia mówiła!!!", a najlepiej jeszcze "dokarować" i coś od siebie dołożyć to jeszcze zapamięta sobie lepiej ten gówniarz nieposłuszny. No właśnie czy nie zgubimy wtedy celu ? To jest nasze dziecko ono ma nam ufać. Nie uciekałbym od pokazania dziecku kto tu miał rację, ale skupiłbym się raczej na tym by zyskać jego zaufanie by następnym razem skorzystało z mojego rozwiązania. Pewnie moja żona znów mnie skarci :D, ale postarałbym się powiedzieć - Przykro mi, że zrobiłeś tak i tak bo teraz będzie Ci dużo trudniej lub bo teraz nie masz czegoś co się zepsuło. Chciałem Ci pomóc, ale nie zdążyłem bo wybrałaś inne rozwiązanie. Takie zachowanie pozwoli nam zyskać zaufanie.
    Drugi powód nieposłuszeństwa może wydawać się śmieszny, ale dziecko jest też nieposłuszne bo ma taką potrzebę. Dziecko potrzebuje pokazać swoją odrębność.
    My często mówimy, że na złość coś zrobi. Ale robienie zła nie jest celem dziecka - przynajmniej każdego dziecka zdrowego psychicznie. Dziecko musi się z nami nie zgadzać. Musi, żeby sobie poradzić w życiu mieć dużo miejsca na próbowanie, smakowanie, delektowanie się lub wypluwanie, głaskanie lub "pokłucie" ręki, oparzenie i zmarzniecie, nabicie guza, zatrucie się, pochorowanie, ucieszenie i zmartwienie skutkami swoich decyzji. A my musimy to zaakceptować. A dodatkowo że jesteśmy niedoskonałymi ludźmi również mamy wręcz pewność, że skutki naszych decyzji nie zawsze będą dobre. Najlepiej wybierzmy sobie te kwestie, w których dziecku pozwolimy na podejmowanie decyzji, a czasem i skrajne nieposłuszeństwo (jeśli w domyśle będzie nauka na błędach) nie będzie niosło opłakanych skutków. Dzięki temu zaspokoimy potrzebę samodzielności dziecka.
    Najprościej byłoby, żeby dziecko ufało nam tak bardzo by uważało nasze rozwiązania i polecenia jak swoje, ale jest to utopia. Po pierwsze nie byłoby to dobre dla dziecka bo nie czuło by swojej wyjątkowości i nie mogłoby się realizować, po drugie nikt nie jest doskonały stąd i tak takie klonowanie ludzi byłoby bardziej szkodliwe niż pożyteczne.
    I ostatnie Twoje nie - znowu się nie zgodzę bo żeby właściwie realizować potrzeby musimy planować. Choć zgodzę się z tym, że to plany są dla potrzeb a nie odwrotnie.
    Ująłbym to tak: musimy planować wszystko miało swój czas włącznie z czasem an zmianę swoich planów.

    OdpowiedzUsuń