Dziś będzie o Szacunku, z Dużej litery.
Nie o tym społecznie oczekiwanym Szacunku Dziecka do Rodzica. Nie o układności, podporządkowaniu dorosłym z definicji mającym rację.
Będzie o Szacunku Rodzica DO DZIECKA.
Dla niektórych to być może nowa perspektywa. Dla mnie podstawa Rodzicielstwa. W Bliskości, Zaufaniu i Szacunku właśnie, bez którego ani rusz. Od niego zaczyna się budowanie relacji, rozwój empatii. Uznawanie wzajemnych granic.
Można sądzić, że " na szacunek przyjdzie pora" - gdy dziecko dorośnie. Albo chociaż - będzie starsze i będzie potrafiło zrozumieć.
Moja perspektywa jest inna. Prawo do Szacunku mają i Rodzic i DZIECKO od pierwszych chwil. Tyle tylko, że w zależności od wieku - tak jak różnią się dziecięce potrzeby, tak różni się sposób w jaki okazujemy Szacunek. W parze z prawem do snu gdy Mały Człowiek jest zmęczony, do jedzenia kiedy potrzebuje i jak długo potrzebuje, do poznawania świata z perspektywy dziecka, nieukierunkowywanej przez dorosłego zabawy i zachowania. Z poszanowaniem dla dziecięcego ciała, które nie należy do rodzica.
Nie akceptuję wszystkiego co narusza autonomię i nietykalność cielesną mojego dziecka.
Nie jest to łatwe w świecie gdzie prym wiedzie przekonanie, że to rodzic ma racje. Rodzic, z racji doświadczenia, wie lepiej. Dziecko, ponieważ wymaga pomocy i niezaopiekowane zginie z pewnością - winno się podporządkować.
Jest jeszcze drugie stanowisko - gdzie widzi się zdanie pt. "szacunek dla dziecka" jako bezstresowe wychowanie i zapominanie o własnych potrzebach, całkowite skupienie się dla dziecku.
To też nie tak. Szacunek jest obustronny. I ja wierzę głęboko, że skoro ja daję go dziecku - sama też go otrzymam. Nie od wczoraj wiemy przecież, że dzieci uczą się przede wszystkim przez naśladownictwo, oraz zdobywane doświadczenie. A to drugie ma miejsce wtedy gdy pozwalam dziecku poczuć się jako człowiek, z prawem to autonomii, własnego zdania, do wyborów innych niż te, których chciałabym ja - jako mama.
Nie jest to łatwe i uczę się tego codziennie. Od rana, gdy wybieramy wspólnie ubranie, a samodzielne zakładanie go przez córkę trwa 10 razy dłużej niż wtedy, gdybym to ja to zrobiła. Przy śniadaniu, które konsultujemy wspólnie i razem robimy. Przy jej głośno artykułowanym " ja sama" przy każdej czynności, lub "Ama pomozie mamie!" , "ja!, ja!" oraz "moje" wypowiedzianym w pośpiechu, i z lękiem czy na pewno uszanuję jej prawo własności i chęć zrobienia czegoś tak jak zaplanowała.
Rozmawiam, tłumaczę, pokazuję.
Daję prawo i nie ucinam możliwości.
To moja droga do zbudowania silnej, asertywnej, szanującej granice swoje i innych osoby.
Moja córka jest OSOBĄ już teraz, nie mając dwóch lat, z potrzebami, uczuciami, trudnościami.
Z całym dobrodziejstwem inwentarza. Ja decyduję tam - gdzie znajduje się granica bezpieczeństwa. W pozostałych rozmawiamy, konsultujemy, wybiera ona i ja. Pomagamy sobie wzajemnie. Ona - podając mi kapcie z własnej inicjatywy. Ja - jej - pokazując jej jak zrobić coś na czym jej zależy, tak by mogła zrobić to sama, przy moim wsparciu.
Szczęście, że mam czas by przy niej być. Nie goni mnie praca, nie mam konieczności wysłania jej do żłobka. Nie zawsze tak jest, ale zawsze staram się pamiętać, że o bliskości w relacji nie zawsze decyduje czas bycia razem, a jakość tego czasu. Empatia jaką dajemy dziecku, prawo do nieakceptowania naszej dorosłej wizji świata i ciągła potrzeba kształtowania swojej własnej, bardziej magicznej, wielobarwnej gdzie wszystko jest "pierwsze", z zapartym tchem i od nowa. Jeszcze bez sztywnych schematów i podciętych skrzydeł.
Moje rodzicielstwo z pewnością tym dobitniej pokazuje czym jest empatia i wsparcie wzajemne bo sama wymagam go w zwiększonym zakresie. Staram się być samodzielna tak bardzo jak to tylko możliwe, czasem jednak robię coś wolniej, schemat jest inny. Wymaga cierpliwości, zaczekania, uważności dla moich ograniczeń. Wydaje się, że to coś, czego będzie trudno nauczyć dziecko.
A ono uczy się samo. Traktuje nas tak, jak samo jest traktowane. Na miarę swoich dziecięcych możliwości, które wcale nie są małe. Ja wierzę, że dzieci są dobre z natury. Rozwijają się w tym kierunku jeśli tylko im na to pozwolisz. Jeśli kochasz, jesteś, akceptujesz takie, jakie jest.
Nie:
Nie kłamię mojego dziecka - nigdy, Nawet jeśli prawda jest trudna do zaakceptowania, wzbudza różne, także trudne do opanowania emocje.
Nie karam - rozmawiam i tłumaczę świat.
Nie nagradzam by dziecko robiło czego oczekuję.
Nie krzyczę - bo sama nie chcę by na mnie krzyczano.
Nie ograniczam bliskości, chociaż tak pewnie czasem byłoby wygodniej.
Nie żyję wg planu, za to wg. potrzeb. Naszych.Wspólnych, w Rodzicielstwie Bliskości liczy się przecież cała rodzina.
Mam:
Staram się mieć cierpliwość i czas.
Mam emocje - uczę się je nazywać i mówić o nich mojemu dziecku.
Mam zahamowania - których nauczyłam się w dzieciństwie - uczę się je przełamywać.
Mam stereotypowe przekonania, z którymi walczę.
Mam narzędzia, których używam i poszerzam czytając literaturę i zdobywając wiedzę o tym jak świat widzi moja córka.
Mam sporo zrozumienia, cierpliwości i miłość, którą chcę ją obdarzać.
To ciężka praca. Ale prawda jest taka, że nigdy wcześniej nie widziałam świata tak barwnym jak teraz, a człowiek nie był tak fascynujący.
Ten duży i ten mały, na którego mam szczęście patrzeć jak rośnie.